to the bone
Przepraszam, że się nie odzywałam. Jest mi po prostu ciężko. Zawsze staram się patrzeć na świat pozytywnie. Nawet teraz, na skraju płaczu, mam gdzieś małą nadzieję, że w końcu się uda. Widocznie jestem dosyć naiwna. Kiedy ktoś poznaje świat ograniczania jedzenia, liczenia kalorii i wyczerpujących ćwiczeń, nie jest już w stanie normalnie zacząć się odżywiać. Nigdy nie pozbędę się myśli, że mogłabym wyglądać lepiej. Rzecz, która nigdy się nie zmienia, to ciągła walka. Siedzę już w tym tyle lat, a nigdy nie udało mi się zadowalająco schudnąć, bo to niemożliwe. Nigdy nie będę wystarczająco chuda. Co prawda, w obecnym momencie mojego życia, nawet nie mogę nazwać się szczupłą osobą. Powinnam wyrzucić z głowy słowo "nigdy". Wypracowałam schemat. Niszczący schemat. Zaczynam zdrowo jeść, pozornie wszystko jest ze mną w porządku. Następnie ograniczam jedzenie do minimum i coraz więcej ćwiczę. Później zaczynam jeść i jeść i jeść. I choć z przejedzenia boli mnie brzuch- jem dalej.
Po obejrzeniu filmu To the Bone, jak po każdym filmie tego typu, mam ochotę się głodzić i robić niezliczoną ilość brzuszków. Nie czuję się zmotywowana do normalnego życia. Czuję się zmotywowana do obsesyjnego liczenia kalorii. Obecnie jestem na etapie powstrzymywania łez i zapijaniu głodu wodą.
Potrzebowałam wyrzucenia z siebie tego chaosu. Jeszcze raz przepraszam, że stałyście się ofiarami, które musiały to czytać. Naprawdę, chciałabym w końcu schudnąć. Pewnie zaraz zacznę szukać nowych diet. Trzymajcie się!
Po obejrzeniu filmu To the Bone, jak po każdym filmie tego typu, mam ochotę się głodzić i robić niezliczoną ilość brzuszków. Nie czuję się zmotywowana do normalnego życia. Czuję się zmotywowana do obsesyjnego liczenia kalorii. Obecnie jestem na etapie powstrzymywania łez i zapijaniu głodu wodą.
Potrzebowałam wyrzucenia z siebie tego chaosu. Jeszcze raz przepraszam, że stałyście się ofiarami, które musiały to czytać. Naprawdę, chciałabym w końcu schudnąć. Pewnie zaraz zacznę szukać nowych diet. Trzymajcie się!
*mentalnie mocno tula*
OdpowiedzUsuńKotek, od tego tu jesteśmy. Wspieramy się na wzajem, bo innym ciężko jest zrozumieć, dlaczego robimy to, co robimy. Dlaczego sobie nie odpuścimy. Ana nas niszczy, to prawda. Chyba każda z nas to już wie. Niektórym uda się wyrwać, innym nie.
Wierzę, Słońce, że w końcu uda Ci się osiągnąć stan, w którym będziesz szczęśliwa. Mocno trzymam za to kciuki.
Mówią, że to walka skazana na przegraną. Każdego dnia większość głowy zaprzataja myśli o tym żeby schudnąć, wyrzuty sumienia i jedzenie. Pragniemy tego, wspieramy się nawzajem i po to jesteśmy razem... Nie poddawaj się mimo wszystko ♥
OdpowiedzUsuńSkoro sama już widzisz, że coś jest źle z tym schematem, to najwyraźniej pora na zmianę :)
OdpowiedzUsuńMoże narazie, dopóki tego potrzebujesz pozwól sobie na uczucie głodu, ale wyznacz sobie, że jak spadniesz do pewnej wagi, to zaczniesz dokładać systematycznie jakąś ilość kalorii do bilansów, co jakiś czas. Powoli, dopóki nie przestaniesz myśleć obsesyjnie o jedzeniu...
Trzymaj się kochana!
Zaczęłam czytać Twój post i urwałam na tytule filmu. Obejrzałam cały i wróciłam. Przeczytałam jeszcze raz od nowa i zrozumiałam :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Dla siebie nigdy nie będziemy idealne. Ale dążymy do tego nawet jeśli wiemy, že to nie jest dobra droga. Mamy cele i marzenia. Chcemy je realizować. Razem damy rade i ułożymy wszystko tak jak sobie tego życzymy :)
Trzymaj się.
Zapraszam do mnie: chcebycchuda98.blog.pl
OdpowiedzUsuń